Rozstania i powroty
Dawno nie pisałam. "Ukochany" stwierdził, że on zastąpi mi bloga. Tak, ale na góra 2 tygodnie. Po dwóch tygodniach znowu się zaczęło.
Dzisiaj nastąpiło apogeum. Byłam zdolna wziąć walizkę i zacząć się pakować.
Od około tygodnia jestem na wojnie. Wszystko co zrobię, powiem, a nawet spojrzę- JEST ŹLE!
" Nie jedz tyle słodkiego , będziesz gruba", " do siebie możesz mieć pretensje, że masz nadwagę", " ja chcę mieć kobietę, którą się pochwalę i pokażę z nią, a nie ja się ślinię na widok innej", " to jest za pikantne, bo leży obok pikantnego" , " nie gadaj tyle"........
Serio? Od zawsze miałam problem z nadwagą- raz skakało w dół raz do góry. Teraz jestem na etapie, że do góry. Powinnam zbadać tę insulinę w końcu.
Czuję się źle sama ze sobą, w dodatku "ukochany" przypomina mi o tym ciągle ( żebym jeszcze gorzej się czuła) . Mam dość!!! Na prawdę byłam gotowa wyprwadzić się.Wykrzyczałam mu, że na początku maja wyprowadzam się.
Po wyjściu do pracy od razu do mnie dzwonił z jakimiś pierdołami, byle by udobruchać.
Szczerze? Zastanawiałam się od dawna, dlaczego żadna inna nie wytrzymywała z nim długo, a jak wytrzymała to uciekała jak najdalej....